Z życia wzięte

Wszystko zaczęło się od… biegunek.

Jestem mamą 14-miesięcznego Filipa, którego pieluchujemy wielorazowo od 3-go miesiąca życia. Pierwszy raz o pieluszkach wielorazowych usłyszałam na spotkaniu mam chustonoszących w Lublinie. Moją pierwszą myśl można streścić tak: “Coo?! To w XXI wieku używają wielorazówek?! Powariowały?! Nudzi im się?!”

Tak, wtedy dla mnie było to nie do pojęcia, a tym bardziej nie powiedziałabym, że “uzależnię się od wielorazówek” – dosłownie! Jak do tego doszło? Przyczynił się do tego przede wszystkim ogromny wybór wzorów na pieluszkach, które kuszą, by nabyć kolejną i kolejną, dzięki czemu każdego dnia mogę wybierać w co dziś “ubiorę” moje dziecko. 😉 W niedługim czasie doszłam do stanu, kiedy zapragnęłam ciągle powiększać nasz stosik pieluszek o nowe wzory.

Dziś w głos się śmieję ze swojej początkowej reakcji, ale wtedy argument o pięknych wzorach był dla mnie bardziej powodem do puknięcia się w głowę niż zagłębienia w temacie.

Rozpoczęliśmy jednak wielopieluchowanie w okolicach 3-go miesiąca życia Filipa, kiedy zaczął się problem z biegunkami, lecz nie chcę tu rozwodzić się na temat przyczyny, a skupić raczej na temacie pieluch w tamtym okresie. Po tygodniu biegunek, kiedy zużywaliśmy ponad 20 pampersów dziennie (sic!), oboje wraz z M zadecydowaliśmy o przejściu na wielo. Pomyśleliśmy: raz kozie śmierć! Inaczej zbankrutujemy. Paczka goniła paczkę, a tona śmieci w koszu rosła… portfel się kurczył, a dziecko nabawiło się w końcu uczulenia…

Nie wiedziałam gdzie szukać konkretnych informacji o wielopieluchach, zaczęłam czytać, przeglądać oferty sklepów, ale w momencie, kiedy pojawiało się coraz więcej dziwnych słów typu kieszonka, otulacz, SIO, AIO, formowanka… Chciałam spróbować, a czułam się coraz bardziej zagubiona.

Udało mi się jednak spotkać ze znajomą, która już pieluchowała swoją córkę – pamiętam jak dziś, w jak skrupulatny sposób zapisywałam co do czego, adresy www sklepów internetowych, ile czego potrzebuję na początek. Pożyczyła mi otulacz wełniany, lecz niestety pierwsza próba okazała się być porażką, jeżeli chodzi o wełnę, ponieważ młody krzyczał za każdym razem jak miał ją na pupci. Nie wiedziałam dlaczego, nie dałam się jednak zrazić całkiem do pieluch wielorazowych i bogatsza już o pewną wiedzę na temat systemów pieluch, zamówiłam swoje pierwsze chińskie pieluszki PUL. W tamtym czasie przerażały mnie ceny polskich pieluszek, dlatego postawiłam na ekonomiczną wersję.

Zaczęliśmy od kieszonek, bo wydały mi się najprostsze w obsłudze dla mnie jak i dla taty, którego miały te pieluszki zachęcić, a nie zrazić. Nasze początki to kieszonki PUL i wkłady z mikrofibry. Potem kolejne zamówienie, już z innej firmy, również PUL i wkłady bambusowo-węglowe. Szło jak po maśle, lecz problemem ciągle była zbyt mała ilość pieluszek, a co za tym idzie – wieczne pranie i suszenie.

Nadeszła chwila na drugie podejście do wełniaka. Tym razem się udało! Nie wiem co było wcześniej przyczyną płaczu i czy miał w ogóle związek z wełną, jak mi się wtedy wydawało. Najważniejsze, że tym razem historia się nie powtórzyła. W międzyczasie tyle się nasłuchałam superlatyw na temat wełny, że byłoby żal nie spróbować. Przekonały mnie argumenty o tym, że jest to najbardziej naturalna wersja pieluchowania, że najlepiej przepuszcza powietrze, w zimie grzeje – latem chłodzi!

helena2

Podjęliśmy decyzję o zamówieniu własnego otulacza wełnianego i sugerując się opinią internetowych wielo-mam kupiłam zestaw próbny PUPPI z pięknym miętowym wełniaczkiem. W skład wchodziło kilka rodzajów wkładów, tak by móc dobrać odpowiedni, co było dla mnie dużym plusem, bo wiedziałam już, że nie każdy rozmiar/grubość/materiał okaże się dobry dla naszej pociechy.

Wycieki nam się zdarzały, ale dziś wiem, że był to wynik braku doświadczenia w prawidłowym ułożeniu pieluszki na dziecku. Kiedy metodą prób i błędów to opanowałam, dalsze wielopieluchowanie nie było dla mnie w żaden sposób uciążliwe. Bałam się lanolinowania okrutnie, a to tak naprawdę kilkanaście minut, które należy poświęcić na przygotowanie kuracji.

W wakacje, podczas dalej trwającej biegunki (co prawda już mniejszej, ale jednak..) zdecydowaliśmy się na coś, co dla wielu mogłoby się wydać szaleństwem. Wybraliśmy się na weekendowy wypoczynek w Krakowie, a do walizki spakowaliśmy wyłącznie wielorazówki. Nie było już wtedy dla mnie w tym nic dziwnego, nie zastanawiałam się jak ja ogarnę pieluchy. Po prostu spakowałam wszystko co mam, przeliczyłam ile potrzebuję na weekend i ruszyliśmy. Pociągiem, do motelu bez pralki, i jak się okazało ze wspólną łazienką, gdzie trudno było sobie wyobrazić pranie pieluszek w umywalce czy pod prysznicem.

Najczęściej używaliśmy wtedy tetry, wymiennie z wkładami chłonnymi, gdyż Filip nie był jeszcze mocno sikającym dzieckiem. Na nią kładliśmy papierek bambusowy, który po zabrudzeniu szedł do utylizacji. Wystarczył nam jeden ogromny worek PUL do przechowywania brudnych pieluszek, które zdecydowaliśmy się przetrzymać przez weekend. Zostały porządnie wyprane dopiero w domu, po powrocie. Suszyliśmy je potem na dworze, gdzie pod wpływem dobroczynnego słońca wszystkie powstałe plamy po prostu zniknęły.

wielo_w_terenie
Przewijanie “w terenie” nie jest wcale takie straszne 🙂

To doświadczenie podsunęło mi wiele trików, wartych zastosowania w czasie kryzysu, którymi chciałabym się z Wami podzielić.

  • Choć w domu używaliśmy do przemywania bawełnianych kwadratowych wacików, w podróży zdecydowaliśmy się na nawilżane chusteczki, których nie trzeba było namaczać.
  • Do wyłapywania kupki świetnie sprawdzają się papierki do pieluszek – dzięki nim wkład pod papierkiem nie jest tak mocno zabrudzony i nie musimy go dodatkowo czyścić przed praniem.
  • Wszelkie odparzenia i inne uszkodzenia skóry w okolicy pieluszkowej jak najwięcej wietrzymy, przemywamy wodą, smarujemy olejem kokosowym lub masłem shea, a w razie potrzeby robimy kąpiel w nadmanganianie potasu, która działa cuda! W naszym domu nie używa się sudocremu, bepanthenu, oliwek i innych tego typu produktów o przysparzających mnie o ból głowy składach – stawiam na naturę, a wśród kosmetyków mojego dziecka mam również mąkę ziemniaczaną do posypywania zgięć czy pachwin podczas upałów, gdzie wtedy łatwiej o odparzenia.
  • Jeżeli nasza pociecha częściej robi kupkę niż zdąży przesiusiać wkład, to szczerze polecam tetrę, która schnie w mgnieniu oka.
  • Warto zakładać dziecku otulacz zamiast kieszonki, dzięki czemu zminimalizujemy ilość prania, bo jak wiadomo kieszonkę zmieniamy całą, a otulacz dopiero wtedy kiedy wymaga przesuszenia, bądź ulegnie zabrudzeniu kupką. W międzyczasie wymieniamy tylko wkład.
  • Do komory razem z proszkiem warto wsypać sodę oczyszczoną, która dodatkowo wybieli nasze wkłady.

Jak widać na moim przykładzie, naprawdę da się używać pieluch wielorazowych w podróży, na krótkich wyjazdach czy podczas biegunek. Zwłaszcza w tym ostatnim przypadku pozwala to uniknąć dodatkowych podrażnień skóry spowodowanych brakiem dostępu powietrza oraz drażniącymi substancjami chemicznymi zawartymi w pieluszkach jednorazowych.

Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące praktycznego wielopieluchowania – piszcie śmiało w komentarzach, na wszystkie chętnie odpowiem!

Maria Magdalena Wojciechowska

1 myśl w temacie “Wszystko zaczęło się od… biegunek.”

  1. A jeszcze prościej jest, gdy przy wielorazowkach, stosujemy trochę elementów NHN i wtedy biegunka już w ogóle przestaje być straszna 😊

Leave a Reply