Zaczynając naszą prywatną historię z pieluchami wielorazowymi mieliśmy jedną motywację: zdrowie naszych dzieci. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że właśnie rozpoczynamy drogę w kierunku ekologicznego stylu życia, który stawał nam się tym bardziej bliski, im bardziej staraliśmy się zapewnić naszym dzieciom zdrowe, przyjazne otoczenie. W którymś momencie zorientowaliśmy się, że w ciągu kilku lat kompletnie przewartościowaliśmy nasze życie i wkroczyliśmy na kolejny poziom ekorodzicielstwa i ekożycia.
Tekst został zaktualizowany 22.10.2021
Zaczęliśmy już nie tylko ograniczać chemię w żywności, środkach czystości, kosmetykach, ubraniach i przedmiotach codziennego użytku. Do tej pory koncentrowalismy się na jakości tego, co kupujemy. Teraz zaczęliśmy myśleć o tym skąd to pochodzi, jak zostało wytworzone, co się z tym stanie kiedy przestaniemy już z tego korzystać oraz czy kupując to, nie przyczyniamy się do produkcji kolejnych, niepotrzebnych śmieci. Zaczęliśmy doceniać zerowaste: życie bez odpadów.
W tej chwili daleko nam jeszcze do ideału i nie wyobrażamy sobie na dzień dzisiejszy zrezygnowania z wielu ułatwień w codziennym życiu, które nie są zerowaste, ale patrząc wstecz widzę jak daleko zaszliśmy od momentu, kiedy kupiłam pierwszą pieluchę wielorazową. Dlaczego o tym piszę?
Całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że nasza marka przeszła podobną drogę, ponieważ od początku odzwierciedlała nasze silne przekonania. Wybór otulaczy wełnianych oraz naturalnych tkanin na wkłady czy formowanki nie był przypadkowy, ale kiedy zaczynaliśmy je szyć, nie mieliśmy jeszcze pełnej wiedzy na temat tego jak produkowane są nasze tkaniny. Kiedy postanowilismy to zbadać, po raz pierwszy wylano nam kubeł zimnej wody na głowę.
Certyfikaty? Jakie certyfikaty?!
Współpracowaliśmy wtedy z nieistniejącym już Polskim producentem wełny Bielstyl. Kiedy po raz pierwszy zadałam pytanie o to, czy tkaniny które oferują, posiadają certyfikat Oeko-Tex standard, spotkałam się ze zdziwieniem działu handlowego. Oeko-Tex Standard 100 jest najbardziej popularnym certyfikatem gwarantującym, że dany wyrób włókienniczy jest bezpieczny: wolny od substancji szkodliwych w stężeniach mających negatywny wpływ na stan zdrowia człowieka m.in. pestycydów, chlorofenoli, formaldehydu, barwników alergizujących, zabronionych barwników azowych i ekstrahowalnych metali ciężkich. Taki certyfikat posiadają wszystkie materiały używane przez nas do produkcji wkładów chłonnych i formowanek.
Niestety, odpowiedź jaką otrzymałam od działu handlowego nie była tą, jakiej oczekiwałam. Przede wszystkim okazało się, że nigdy o takim certyfikacie nie słyszeli, a następnie, że po zgłębieniu tematu doszli do wniosku, iż koszt jego uzyskania jest zbyt wysoki i wręcz nieopłacalny i nie widzą możliwości starania się o niego. Firma niedługo potem upadła, więc można się domyślić, że w tamtym momencie ich możliwości finansowe faktycznie nie pozwalały na takie inwestycje, jednak do dziś mam poczucie, że jedną z przyczyn zamknięcia zakładu było głębokie niedostosowanie do dzisiejszego rynku.
Choć przemysł włókienniczy w Polsce, zwłaszcza jeśli chodzi o wełnę praktycznie nie istnieje, udało nam się znaleźć nowego producenta. Niestety i tutaj nie znaleźlismy zrozumienia wymagając certyfikatów na tkaninę oraz barwniki. Zapewniono nas, że produkcja spełnia wszelkie wymogi Oeko-Tex, ale dopóki nie zaczniemy składać zamówień na kilkadziesiąt tysięcy metrów tkaniny – nie podejmą się jego uzyskania. Nietrudno się domyślić, że taki wymóg daleko przekracza nasze możliwości.
Szczęśliwe owce
Pomimo takich reakcji, nie ustawaliśmy w dalszych poszukiwaniach, a nawet zaczęliśmy marzyć o czymś więcej. W tym czasie nasza sprzedaż zaczęła rozszerzać się coraz bardziej na inne kraje Europejskie i zetknęliśmy się z rynkami bardziej wymagającymi niż Polski. Czasami nie było tygodnia, żebyśmy nie otrzymali pytania, chociażby od niemieckich klientek czy wełna, którą stosujemy pochodzi od owiec, wobec których nie był stosowany mulesing (Jeśli nie wiecie co to znaczy, można poczytać o tym tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Mulesing) oraz czy nasza wełna pochodzi od owiec z hodowli ekologicznej, czyli prowadzonej w naturalnych warunkach, gdzie podstawą żywienia zwierząt jest pastwisko. Owce takie nazywane są nawet “szczęśliwymi owcami”.
Znów wróciliśmy do naszego producenta, który tym razem postarał się na tyle, że skontaktował się z hodowcą, aby potwierdzić, że nie stosuje on na swoich owcach zabiegu mulesingu. Dziś dysponujemy już dokumentem, potwierdzającym, że o tą kwestię możemy być spokojni. Podobny dokument posiadamy na naszą lanolinę.
Czy wełna jest wegańska?
Najczęstszym zarzutem wegan wobec hodowli owiec jest to, że owce po strzyżeniu przeznaczone są na rzeź. Przeglądając wegańskie blogi i portale znajdziemy chociażby informacje o tym jak owce, które zostały ostrzyżone nie są już przydatne i wywożone są ciężarówkami oraz transportowane statkami do Azji czy na Bliski Wschód, przy czym transport jest w koszmarnych warunkach i wiele owiec umiera, zanim dotrze do celu. Nie przeczę, że są to prawdziwe historie cierpienia zwierząt.
Niestety, czytając owe blogi zorientowałam się, że bardzo wielu autorów tych artykułów nie ma podstawowej wiedzy na temat przemysłu wełnianego i albo powiela popularne mity, albo generalizuje i naciąga fakty. Być może w dobrej wierze, być może czasem nieświadomie, być może stoi za tym czyjś interes. Jest to dla mnie jednak o tyle smutne, że całym sercem wspieram wszelkie działania organizacji walczących o godne warunki życia zwierząt, jednak kiedy czytam teksty, które śmiało można nazwać nadużyciem, to spada moje zaufanie do takich organizacji.
O co chodzi? Przede wszystkim o to, że owce merynosowe są owcami wełnistymi, które wykorzystywane są w przeważającej mierze do pozyskiwania wełny, nie mięsa. Merynos to rasa wyhodowana przez człowieka. Charakteryzuje się mocno pofałdowaną skórą, dzięki czemu można z niej pozyskać większą ilość wełny, która dodatkowo jest niezwykle cienka, jeśli chodzi o pojedyncze włókna, a co za tym idzie, jest bardzo delikatna i wytwarzana z niej odzież nie “gryzie”. Ponieważ merynos powstał na drodze krzyżówek, to nie linieje jak inne, “naturalne” rasy owiec. Z tego też powodu strzeżenie przez człowieka jest konieczne, ale o tym za chwilę.
Muszyca, mulesing i wszystko o czym nie chcemy wiedzieć
Natknęłam się również na zarzuty jakoby w fałdach skóry tych owiec lęgły się muchówki, które dosłownie zjadają owcę. W rzeczywistości zabiegi wykonywane na owcach hodowlanych nie dopuszczają do takiego stanu rzeczy, ponieważ świadczyłoby to już o rozwiniętej chorobie: muszycy, a do tego żaden hodowca nie chce dopuścić. Muszyca bierze się stąd, że larwy much lęgną się wokół odbytu, gdzie zanieczyszczona wełna jest idealnym środowiskiem dla tych pasożytów. Przyznać trzeba, że faktycznie, zabiegi mające na celu zachowanie większej higieny wokół owczego zadu są wyjątkowo okrutną praktyką okaleczania ich poprzez skracanie ogonów oraz czasami również wycinanie płata skóry wokół odbytu, co ma zapobiec składaniu jaj przez muchówki i rozprzestrzenianiu się ich.
Z powodów ekonomicznych zabiegu dokonują często osoby niefachowe (nie-weterynarze) i nie stosuje się żadnego znieczulenia. Praktyka ta w wielu krajach jest poddana restrykcjom, takim jak możliwość skrócenia jagniętom ogonka jedynie do 7 dnia życia (Wielka Brytania). W Polsce zabieg ten może być wykonany do 3 miesiąca, ciągle istnieje jednak mnóstwo hodowli, które ją stosują nawet do 6 miesiąca życia jagnięcia (Australia). Nie oznacza to, że czeka się pełne 6 miesięcy, aby zabiegu dokonać. O wyborze terminu decyduje raczej prognoza pogody, ponieważ musi być wykonany, kiedy jest ciepło i sucho. Niemniej jednak w tej kwestii jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia i powstają coraz to nowsze pomysły na bardziej humanitarne poradzenie sobie z uciążliwą chorobą, np. laserowe “golenie” owczego zadka, które stosowane jest już powszechnie w kosmetyce u ludzi.
Bardzo trudno jest ustalić producentowi odzieży, która hodowla w jaki sposób wykonuje określone zabiegi, ponieważ jeśli wszystko dzieje się w granicach prawa, to nikt o to nie pyta. Co jednak niezwykle istotne: nie wszędzie stosuje się środki zapobiegawcze przeciw muszycy, ponieważ są regiony, gdzie ze względu na specyficzny klimat, muchówki – sprawczynie całego zamieszania, w ogóle nie występują.
Ze względu na to, że istnieje coraz większa grupa osób, które chcą korzystać z bydlęcych skór, z mięsa, mleka, z owczej wełny, jednak nie godzą się na to, aby zwierzęta z tego powodu niepotrzebnie cierpiały, powstają kolejne hodowle certyfikowane, które dbają o to, aby zapewnić swoim trzodom jak najlepsze warunki bytowe i jak najmniejszy poziom stresu swoim zwierzętom. Podobno szczęśliwe zwierzę daje lepsze mięso, a nawet lepszą wełnę czy lepszej jakości skórę. Hodowle, które nie stosują mulesingu zyskują na wartości. Hodowcy dbający o swoją reputacje zrzeszają się w stowarzyszeniach takich np. jak Responsible Wool Supplier, które restrykcyjnie przestrzegają godnego traktowania zwierzęcia.
Czy owcom jest gorąco?
Wróćmy do strzyżenia owiec. Jednym z argumentów wegan przeciwko korzystaniu z wełny, z jakim się zetknęłam był ten o rzekomym cierpieniu merynosów z powodu gorąca. Argumentem ma być to, że owce te mają o wiele gęstsze runo niż inne (skutek genetycznych krzyżówek). Faktycznie kwestia ta ma dwie strony medalu: z jednej strony owce te muszą być strzyżone, aby usuwać nadmiar owłosienia. Po to zostały wyhodowane, dlatego strzyże się je nawet w miejscach, gdzie wełna nie jest wykorzystywana, np. w ogrodach zoologicznych. Gdybyśmy zaprzestali strzyżenia, wtedy albo skazalibyśmy je na cierpienie i być może nawet śmierć albo powinniśmy zlikwidować gatunek. Trzeba zrozumieć, że regularnie strzyżone owce nie osiągają długości “włosa” na tyle długiej, aby przeszkadzała im w funkcjonowaniu.
Jeśli chodzi o przegrzewanie to musimy również pamiętać, że pojedyncze “włoski” merynosa są znacznie cieńsze niż w przypadku innych ras, a ponadto ten rodzaj wełny odprowadza wilgoć (pot) nie tylko poprzez szczeliny między włóknami, ale również wnikając w pory włókien, dzięki czemu pozwala skórze swobodnie oddychać. Nie ma znaczenia czy wełna jest przerobiona na sweter, który nosimy czy rośnie na grzbiecie owcy. Jej działanie jest zawsze takie samo i to dlatego człowiek od tysiącleci tak chętnie ją wykorzystywał.
Jak się ma do tego polityka marki PUPPI?
Na potrzeby tego artykułu skupiłam się wyłącznie na owcach rasy merynos, ponieważ to ta wełna służy za materiał do pieluszek PUPPI. Nie poruszam więc kwestii związanych z karygodnym traktowaniem zwierząt przeznaczonych na ubój. Nasze zdanie jest w tej kwestii jasne: rządy powinny dbać o to, aby stale podnosić standardy całościowo dotyczące hodowli zwierząt, nawet kosztem tego, że musielibyśmy zapłacić wtedy za mięso czy inne produkty odzwierzęce więcej pieniędzy. Byłaby to inwestycja także w nasze zdrowie, ponieważ statystycznie spożywamy zdecydowanie za dużo mięsa w stosunku do naszych rzeczywistych potrzeb, a jego jakość powoduje choroby, wpływa na zaburzenia gospodarki hormonalnej, oskarżana jest również o występowanie agresji u ludzi (wysoki poziom kortyzolu u zwierzęcia przeznaczonego na ubój).
Ponieważ kwestie etyki w produkcji sa dla nas bardzo ważne, to od zawsze dbamy o godne warunki pracy i zatrudnienia tych, którzy z nami tworzą markę i jej produkty, a na końcu je pakują, by bezpiecznie trafiły w Wasze ręce. Pomimo, że otrzymywaliśmy, niejedną propozycję szycia w Chinach – dla nas nie wchodzi to w grę.
Przez dłuższy czas poszukiwaliśmy też producenta, który byłby w stanie przedstawić certyfikat poświadczający, że cały łańcuch produkcji: od hodowli zwierząt po utkanie tkaniny spełnia najwyższe standardy. Z żalem przyjęliśmy fakt, że w Polsce takiej wełny nie dostaniemy.
Przez pewien czas aktywnie szukaliśmy wełny z certyfikatem jest GOTS (Global Organic Textile Standard), który gwarantuje bardzo rygorystyczne kryteria środowiskowe. Weryfikowany przez niezależne instytucje spełniające kryteria akredytacyjne IFOAM lub standardy ISO 65. Audyty odbywają się przynajmniej raz do roku poprzez kontrolę dokumentów i inspekcje w miejscach produkcji (w tym inspekcje niezapowiedziane). Sposób weryfikacji kryteriów ekologicznych został dokładnie opisany w dokumentach GOTS. GOTS wspiera gospodarstwa w okresie przejściowym (przechodzące na uprawę ekologiczną).
Po wielomiesięcznym researchu i konsultacji z osobami zajmującymi się zawodowo produkcją wełny okazało się, że ten rodzaj wełny nie nadaje się do wytworzenia tkaniny wełnianej z przeznaczeniem na pieluszki. Tkaniny podobnej parametrom obecnie wykorzystywanej przez nas wełnie. Byłaby ona zupełnie nieodporna na filcowanie. Jedynym wyjściem byłoby wykorzystanie wełny już sfilcowanej, co jednak znacząco zmienia charakter produktu. Na ten moment (lipiec 2019) prowadzimy kolejne rozmowy z zagranicznymi producentami z RWS.
Październik 2021: Nie udało nam się podjąć współpracy z ww. producentami. Przeszkodą jest to, że jesteśmy za mali. Zebraliśmy już całą wiedzę potrzebną do uzyskania certyfikatu Oeko-Tex na wyrób ostateczny, jakim są nasze otulacze wełniane, z pominięciem producenta wełny i jest to naszym celem na 2022 rok.