Większość osób zdaje sobie sprawę z tego, że wełna wymaga nieco innego traktowania niż pozostałe tkaniny, z którymi mamy na co dzień do czynienia. Niestety, ze względu na niechlubne skojarzenia z gryzącymi swetrami z dzieciństwa, niewielu z nas dokładnie wie na czym polega różnica i z czego ona wynika, bo wełna jest często ostatnim wyborem jakiego dokonujemy podczas naszych ubraniowych zakupów. Kiedy w końcu odkrywamy, że wełna może być miękka i delikatna w dotyku, pojawia się kolejny problem: pielęgnacja.
Pranie wełny, jak wszystko co nieznane, nieraz wydaje się trudne i zabierające dużo czasu i pracy. W dzisiejszym świecie, w którym wszyscy jesteśmy zabiegani, dajemy się skusić każdemu ułatwieniu, które oszczędza nasz czas. Widzimy to w kuchni (coraz większy wybór dań gotowych), w gospodarstwie domowym (sprzęty i roboty wykonujące pracę za nas), w pielęgnacji dziecka (pieluchy i chusteczki jednorazowe) i w wielu innych obszarach.
Ułatwiając sobie życie, wybieramy produkty nie tylko proste w obsłudze, ale i trwalsze. W ten sposób w ostatnich kilku dekadach sklepowe wieszaki wypełniły ubrania z materiałów syntetycznych, które łatwiej prać, które z czasem nie tracą fasonu ani koloru tak jak te naturalne i latami się nie zużywają. Pomimo trwającego od kilku lat zainteresowania tym, co bardziej ekologiczne, coraz trudniej znaleźć w sieciówkach ubrania wykonane ze 100% bawełny, nie mówiąc już o lnie, jedwabiu czy wełnie. Ba! Są teorie potrafiące dowieść, że to właśnie ubranie poliestrowe jest bardziej ekologiczne, ze względu na to, że jego cykl życia będzie dłuższy, a do produkcji nie zużywa się tyle wody, co w przypadku bawełny. Odpadają też problemy natury etycznej, jak w przypadku produkcji jedwabiu czy pozyskiwania wełny od owiec.
Cóż dopiero mówić o bawełnie czy wełnie organicznej, przy produkcji których nie wolno stosować żadnych szkodliwych dla zdrowia i środowiska barwników, substancji zapobiegających mechaceniu czy kurczeniu tkaniny. Z jednej strony są bardziej naturalne, z drugiej szybciej się zużywają.
Co tak naprawdę nazywamy ekologicznym?
Osobiście wierzę, że ekologiczne jest to, co zbliża nas do natury, z całą jej kruchością. Dlatego pomimo, iż ubrania z wełny i bawełny organicznej już po kilku użyciach zaczną się mechacić i że muszę zawsze kupować rozmiar większe, bo po praniu się skurczą i pomimo, że te lniane będą stale wygniecione, wolę wybrać właśnie te. Być może nie posłużą czwórce dzieci, bo już po drugim będę wolała przerobić je na ściereczki do sprzątania, ale wiem, że kiedy w końcu dokonają swego żywota, spokojnie mogą trafić na kompostownik. Są w końcu biodegradowalne.
Ta sama myśl towarzyszyła mi przy tworzeniu marki Puppi. Zrezygnowaliśmy z o niebo trwalszego, syntetycznego PULu na rzecz wełny, która może posłużyć kilkorgu kolejnym dzieciom, jednak kolejne miesiące użytkowania będą na niej odciskać piętno czasu. Na koniec nie będzie setki lat leżeć na stercie innych plastikowych śmieci, lecz zniknie wchłonięta przez matkę Ziemię.
Jak wygląda więc użytkowanie otulaczy wełnianych w praktyce? Czy faktycznie jest bardziej pracochłonne? Czy musimy dokonywać kolejnych wyrzeczeń w imię wyższego dobra? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie.
Dla tych, którzy na wełnie się nie znają, oto kilka podstawowych zasad pielęgnacji (za wyjątkiem wełny superwash, którą możemy prać jak delikatne syntetyki).
Wełna nie lubi:
- zmiany temperatur wody (normalny program w pralce pierze w gorącej, a płucze w zimnej),
- agresywnych środków do prania (wszystkich proszków i płynów, które nie są oznaczone jako dedykowane do wełny),
- tarcia i wyżymania.
Ze względu na powyższe wymagania wełnę pierzemy w pralce na programie do wełny. Możemy też prać ją ręcznie, co jest jeszcze korzystniejsze, bo w przypadku otulaczy zdecydowanie lepiej je wypierzemy w rękach niż w pralce, która wełnę raczej „odświeża” niż pierze.
Z jednej więc strony do pielęgnacji wełny musimy kupić osobny płyn, nie możemy też otulacza wrzucić do pralki z resztą pieluch. Z drugiej, pierzemy je na tyle rzadko, że nawet przepranie w rękach nie wydaje się być bardzo czasochłonne. To wszystko, czego się tak boimy. Poświęcenia kilku minut na coś, czego być może nigdy wcześniej nie robiliśmy.
Miało być jednak o kurczeniu.
Jeśli doczytaliście do tego momentu, to już mniej więcej macie pojęcie, że kurczenie, czy inaczej „filcowanie się” wełny, jest jej naturalną właściwością. Postępując w odpowiedni sposób możemy sprawić, że nasz otulacz, ubranie czy koc wełniany będą się filcować bardzo powoli. Nie jesteśmy jednak w stanie sprawić, aby zjawisko to nie zachodziło wcale. Jeśli potraktujemy włókna wełny chemicznie i wpłyniemy na ich budowę, nie będzie to ani obojętne dla środowiska, ani naszego zdrowia. Nie pozostanie również obojętne dla zdolności wchłaniania przez włókna lanoliny, która odpowiedzialna jest za antybakteryjność otulacza.
Tworząc pieluszki Puppi wybraliśmy tkaninę niepoddaną żadnym procesom chemicznym zabezpieczającym nasze otulacze przed wykurczaniem. Są hartowane termicznie, jednak nie daje to efektu wełny superwash. Jeśli jednak mieliście okazję przetestować wiele kolorów naszej wełny, to mogliście zaobserwować, że jedne z nich przez wiele miesięcy pozostawały w stanie względnie niezmienionym, a inne z biegiem czasu zaczęły mieć wyraźnie mniejszy rozmiar.
Skąd te różnice?
Wszystko zależy od parametrów tkaniny: grubości włókna, gęstości i rodzaju splotu. Niestety żaden technolog podczas produkcji nie jest w stanie powiedzieć nam bez przeprowadzenia długotrwałych badań jak będzie się zachowywała tkanina o lekko zmienionych parametrach. Nietrudno się też domyślić, że nikt takich badań nie prowadzi pod kątem pieluch wielorazowych, które narażone są na czynniki, z którymi nie stykają się zwykłe ubrania: kontakt z moczem, wielokrotne impregnowanie lanoliną, czy intensywne, codzienne użytkowanie.
I tak, jedne otulacze są nieco grubsze, inne cieńsze. Jeśli zostaną utkane w jodełkę to będzie to zupełnie inny splot niż tkane diagonalnie. Czasami przędza, jaką zakupi producent, będzie nieco cieńsza, innym razem grubsza. To wszystko ma znaczenie.
Ciekawostka: czy wiecie, że naturalne włókna nie mają stałych parametrów fizycznych? Z tego powodu nie mogą być wykorzystywane w produktach kosmetycznych, np. rękawicach do demakijażu. Nie jest możliwe wypracowanie jednolitych standardów dla włókien naturalnych, dlatego korzysta się z syntetyków.
To samo dotyczy wełny w otulaczach wełnianych. Nie ma możliwości, aby nawet wełna o jednolitych parametrach, takich jak: gramatura, splot i jego gęstość zawsze zachowywała się tak samo. Dodatkowo na proces filcowania ma wpływ wiele czynników: mocz dziecka, który sam w sobie ma zmienne pH, skład płynu do prania, skład wody, a nawet wilgotność panująca w naszych domach.
Kupując otulacz wełniany musimy się pogodzić, że jego wygląd i rozmiar będzie się zmieniał w czasie użytkowania. Taka natura wełny. Powiedziałabym nawet, że taka jest kolej rzeczy w całej Naturze. Jeśli będziemy o niego odpowiednio dbać, na pewno przedłużymy jego pierwszą młodość. Jednak nawet, gdy się sfilcuje, nie oznacza to, że trzeba się go pozbyć! Sfilcowane otulacze doskonale chronią przed przeciekami i rzadziej trzeba je lanolinować. Jeśli okaże się w którymś momencie za mały, może z powodzeniem służyć jeszcze kilka lat mniejszemu dziecku.
Ewa Kazimierczuk