Pieluchy wielorazowe naprawdę uratowały pupę mojego dziecka, choć początkowo broniłam się przed tym, żeby z nich korzystać. Nasza historia nie pokazuje zapalonej ekomamy, która już w ciąży zaplanowała “zdrowe pieluchowanie”. Wyglądało to trochę inaczej.
Pierwszy raz zetknęłam się z tematem pieluch wielorazowych będąc jeszcze w ciąży, podczas warsztatów z chustowania oraz dzięki mojej koleżance, która opowiadała mi o nich przy okazji kompletowania wyprawki dla swojej córeczki. Wyciągnęła wkłady, otulacze wełniane i kieszonki, jednocześnie tłumacząc jak to wszystko działa, jak się zakłada, jak pierze i przechowuje.
TO, czyli pieluchy wielorazowe, było dla mnie jak obcy z kosmosu. Rodzaje pieluch, systemy spinania, zakładania, pranie, suszenie i ich pielęgnacja kojarzyła mi się z wyższym poziomem wtajemniczenia… Nie wyobrażałam sobie zapierania pieluszek po moim dziecku, konieczności wstawiania dodatkowego prania, czy nawet zaplanowania miejsca na ich przechowywanie. To wszystko nie mieściło mi się w głowie, więc podczas całej tej prezentacji uśmiechałam się jedynie do bliskiej znajomej, w głowie mając obraz jak wiesza te swoje piękne pieluchy i czeka, aż zimą jej wyschną. Abstrakcją było dla mnie jak w dzisiejszych czasach chce jej się bawić się w składanie tetry i pranie, skoro można po prostu wyrzucić pampersa do kosza.
Przestałam się uśmiechać, kiedy moje własne dziecko dostało silnej alergii w okolicach około pieluszkowych. Jako kosmetolog wiedziałam, jak dbać o skórę dziecka – stosowałam jedynie naturalne preparaty, krem do pielęgnacji pupy robiłam sama, dlatego wszelkiego rodzaju błędne dobranie kremów czy nadmierna chemia w kosmetykach, nie mogła być przyczyną stanu jego skóry. Wykluczyłam też alergię pokarmową.
Skóra mojego syna pod pieluszką była w takim stanie, że chwytałam się wszystkiego, co mogło choć trochę załagodzić podrażnienia. W którymś momencie doszłam do wniosku, że zmienić mogę już tylko jedno – chemiczne pieluszki. Wpadłam więc na pomysł wypróbowania starej metody naszych babć, czyli wietrzenia pupy i otulania jej tetrą, jednak takie wietrzenie kończyło się tym, że co kilkanaście minut do prania miałam dosłownie wszystko: pościel, prześcieradło i ubranka. Po którymś z kolei już praniu wszystkiego wokół – bo tetra ciągle się przesuwała i odwijała – wzięłam telefon i zadzwoniłam do koleżanki.
Po naszym wcześniejszym spotkaniu przy kawie wiedziałam, że w tym temacie mogę jej zaufać, bo wysoki poziom wtajemniczenia o pieluszkach wielorazowych już miała. Dzwoniąc do niej zapytałam krótko: to teraz proszę w skrócie – wytłumacz mi na szybko co mam zamówić, bo moje dziecko po prostu CIERPI.
Ze względu na sezon letni i budżetowe podejście – najlepszym wyborem były dla nas
otulacze wełniane i wkłady chłonne. Zakupiłam niewielki zestaw i wkrótce okazało się, że wszystkie wcześniejsze obawy przestały mieć znaczenie. Pokochałam pieluszki wielorazowe. Nie tylko ja, ale przede wszystkim pupcia mojego dziecka. Odkąd je stosujemy, nie mamy żadnych problemów z odparzeniami, wypryskami czy alergią. Dzięki wełnie skóra mojego dziecka oddycha i odpoczywa od niepotrzebnej chemii. Teraz z mężem nie możemy uwierzyć, jak mogliśmy NIE stosować pieluch wielorazowych – przecież to najlepsza decyzja w pielęgnacji skóry naszego dziecka, jaką podjęliśmy!
Urszula Rutkiewicz
mam takie same doświadczenia. żałuję tylko, że nie miałam koleżanki, która mogłaby mi dobrze doradzić.
Zawsze można zadzwonić do naszej doradczyni pieluchowej, która doradzi co wybrac i pomoże na każdym kroku. Tel. 665 435 317 🙂