Z życia wzięte

Jak pieluchy wielorazowe uratowały skórę mojego dziecka – historia prawdziwa

Pieluchy wielorazowe naprawdę uratowały pupę mojego dziecka, choć początkowo broniłam się przed tym, żeby z nich korzystać. Nasza historia nie pokazuje zapalonej ekomamy, która już w ciąży zaplanowała “zdrowe pieluchowanie”. Wyglądało to trochę inaczej.

Pierwszy raz zetknęłam się z tematem pieluch wielorazowych będąc jeszcze w ciąży, podczas warsztatów z chustowania oraz dzięki mojej koleżance, która opowiadała mi o nich przy okazji kompletowania wyprawki dla swojej córeczki. Wyciągnęła wkłady, otulacze wełniane i kieszonki, jednocześnie tłumacząc jak to wszystko działa, jak się zakłada, jak pierze i przechowuje.

puppi_DSC_6451

TO, czyli pieluchy wielorazowe, było dla mnie jak obcy z kosmosu. Rodzaje pieluch, systemy spinania, zakładania, pranie, suszenie i ich pielęgnacja kojarzyła mi się z wyższym poziomem wtajemniczenia… Nie wyobrażałam sobie zapierania pieluszek po moim dziecku, konieczności wstawiania dodatkowego prania, czy nawet zaplanowania miejsca na ich przechowywanie. To wszystko nie mieściło mi się w głowie, więc podczas całej tej prezentacji uśmiechałam się jedynie do bliskiej znajomej, w głowie mając obraz jak wiesza te swoje piękne pieluchy i czeka, aż zimą jej wyschną. Abstrakcją było dla mnie jak w dzisiejszych czasach chce jej się bawić się w składanie tetry i pranie, skoro można po prostu wyrzucić pampersa do kosza.

Przestałam się uśmiechać, kiedy moje własne dziecko dostało silnej alergii w okolicach około pieluszkowych. Jako kosmetolog wiedziałam, jak dbać o skórę dziecka – stosowałam jedynie naturalne preparaty, krem do pielęgnacji pupy robiłam sama, dlatego wszelkiego rodzaju błędne dobranie kremów czy nadmierna chemia w kosmetykach, nie mogła być przyczyną stanu jego skóry. Wykluczyłam też alergię pokarmową.

DSC09521

Skóra mojego syna pod pieluszką była w takim stanie, że chwytałam się wszystkiego, co mogło choć trochę załagodzić podrażnienia. W którymś momencie doszłam do wniosku, że zmienić mogę już tylko jedno – chemiczne pieluszki. Wpadłam więc na pomysł wypróbowania starej metody naszych babć, czyli wietrzenia pupy i otulania jej tetrą, jednak takie wietrzenie kończyło się tym, że co kilkanaście minut do prania miałam dosłownie wszystko: pościel, prześcieradło i ubranka. Po którymś z kolei już praniu wszystkiego wokół – bo tetra ciągle się przesuwała i odwijała – wzięłam telefon i zadzwoniłam do koleżanki.

Po naszym wcześniejszym spotkaniu przy kawie wiedziałam, że w tym temacie mogę jej zaufać, bo wysoki poziom wtajemniczenia o pieluszkach wielorazowych już miała. Dzwoniąc do niej zapytałam krótko: to teraz proszę w skrócie – wytłumacz mi na szybko co mam zamówić, bo moje dziecko po prostu CIERPI.

koszyczek

Ze względu na sezon letni i budżetowe podejście – najlepszym wyborem były dla nas
otulacze wełniane i wkłady chłonne. Zakupiłam niewielki zestaw i wkrótce okazało się, że wszystkie wcześniejsze obawy przestały mieć znaczenie. Pokochałam pieluszki wielorazowe. Nie tylko ja, ale przede wszystkim pupcia mojego dziecka. Odkąd je stosujemy, nie mamy żadnych problemów z odparzeniami, wypryskami czy alergią. Dzięki wełnie skóra mojego dziecka oddycha i odpoczywa od niepotrzebnej chemii. Teraz z mężem nie możemy uwierzyć, jak mogliśmy NIE stosować pieluch wielorazowych – przecież to najlepsza decyzja w pielęgnacji skóry naszego dziecka, jaką podjęliśmy!

Urszula Rutkiewicz

2 myśli w temacie “Jak pieluchy wielorazowe uratowały skórę mojego dziecka – historia prawdziwa”

  1. mam takie same doświadczenia. żałuję tylko, że nie miałam koleżanki, która mogłaby mi dobrze doradzić.

Leave a Reply