Historia Eweliny.
Moja decyzja o używaniu pieluszek wielorazowych zapadła już wcześniej, jednak postanowiłam, że korzystanie z nich rozpocznę dopiero po odpadnięciu kikuta pępowinowego, ponieważ bałam się, że takie pieluszki mogłyby go podrażnić. Uznałam również, że jeżeli będzie to dla mnie zbyt trudne, to pozostanę przy jednorazowych. Świat się przecież od tego nie skończy. Na zestaw dla noworodka nie wydałam fortuny, żeby nie było żal zrezygnować – raptem dwa otulacze PUL i dwa wełniaki, 20 szt. tetry i parę wkładów.
Szybko się okazało, że używanie pieluch wielorazowych nie stanowi problemu i kiedy to piszę, korzystamy z nich już od 6 miesięcy. Kiedy przychodzi jednak kryzys, czyli czuję się tak źle, że nie mam siły zrobić po prostu nic, nie mówiąc już o praniu, to używam wielorazowych dopóki się nie skończą, a w szafie schowane mam na czarną godzinę bambusowe jednorazówki. Jest to dla mnie swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa, żeby się nie zniechęcać. Sądzę, że takie luźniejsze podejście pozwala na uniknięcie wielo-zniechęcenia. Cieszę się, że nie obciążam środowiska jednorazówkami, jednak jeśli czasem zdarzy mi ich użyć, to nie czuję, że zawiodłam.
Macierzyństwo to wiele kompromisów między wyobrażeniem, a rzeczywistością. Pamiętam jak planowałam, że po porannym karmieniu małej, kiedy ponownie usypia, a jeszcze przed wyjściem męża do pracy, będę codziennie przez godzinę biegać. Zanim pojawiło się dziecko ten plan wydawał mi się sensowny. Życie go jednak zweryfikowało. Teraz rano wolę wrócić do łóżka pospać, kiedy mała jeszcze drzemie, a ćwiczę później albo z razem z nią albo popołudniu. Dlatego na kompromisy przy pieluchowaniu też patrzę w taki sposób, że lepiej trochę odpuścić niż zniechęcić się i całkiem zrezygnować.
Dzisiaj, z perspektywy kilkumiesięcznego użytkowania pieluch wielorazowych trudności, jakie mogą się pojawić podzieliłabym na wyimaginowane i rzeczywiste. Pierwsze pojawiały się i znikały w mojej głowie zanim jeszcze pojawiło się dziecko, a drugie były bardziej namacalnie i pojawiły się już w trakcie pieluchowania.
Do wymyślonych należą:
- Dużo roboty – dodatkowe pranie i wieszanie. Okazało się, że w natłoku nowych obowiązków związanych z dzieckiem pranie to nie problem. Nie ma co demonizować, użyte pieluszki przechowujemy, a następnie wrzucamy do pralki i rozwieszamy, nie jest to pożeracz czasu. Kupy mleczne można zostawić lub wypłukać, a te po rozszerzeniu diety spłukujemy/zrzucamy do toalety.
- Co ludzie powiedzą – babrzę się w kupie, chyba zwariowałam, po co mi to?! Cóż, okazuje się, że na dłuższą metę nikogo nie obchodzi w jaki sposób ogarniasz pupę swojego dziecka, nie było żadnych komentarzy, ze dwie osoby się zdziwiły, że jest taka opcja i tyle.
- Mnóstwo kasy na to pójdzie, bez sensu. Rzeczywiście, jeżeli nie przygotuje się pieniędzy na wyprawkę wielorazową, to może być to ciężki strzał w budżet. Jednak po porównaniu kosztu wielorazówek i jednorazówek sumaryczny wydatek jest podobny. Oczywiście zależnie od rodzaju jednorazówek i wielorazówek może być dużo niższy lub wyższy. Ja zdecydowałam się przede wszystkim na otulacze wełniane z wkładami, wydałam 1790 PLN, łącznie z rozmiarem noworodkowym (NB), odkażaczem do prania, płynem do wełny, zestawem do lanolinowania i myjkami. Nie uwzględniam kosztów prania. U mnie to ekstra dwa prania wstępne bez detergentu samych pieluch, bo później i tak dokładam do bębna ubranka. Mniej więcej tyle samo kosztowałyby mnie jednorazówki przy pieluchowaniu przez półtora roku [Sztuka 0,40 PLN x 8 sztuk na dobę x 365 dni w roku x 1,5 = 1752 PLN, tu nie uwzględniam kremów na odparzenia, a musiałam ich używać, bo w jedno pojawiała się pupa pawiana]. Uwagi: zaczęłam przygodę z wielo po 2 miesiącu życia dziecka, więc wydawałam też na jednorazówki, którymi czasami nadal się wspieram, to podwyższa moje wydatki. Z drugiej strony przy dłuższym pieluchowaniu koszt wielorazówek nie wzrasta. A przy kolejnym dziecku będzie okrągłe 0 PLN na wielo.
- Inni użytkownicy – jak to potraktują? Używanie pieluch wielorazowych zostało przyjęte bardzo dobrze w moim domu, zarówno mój mąż, jak i babcia dziecka korzystają bez problemów, chociaż wolę zostawić naszykowany wkład z otulaczem. Babci raz udało się zapiąć otulacz na lewą stronę, co nie jest łatwe, na szczęście bez uszczerbku dla skuteczności
Trudności z życia wzięte:
- Co wybrać? Jest tyle różnych pieluch i producentów, że mimo, iż przygotowałam się merytorycznie to i tak nie wiedziałam ile i co kupić, ani jak się za to zabrać. Każdy, kogo pytałam, mówił że trzeba samemu spróbować i prawdę mówiąc teraz też bym tak radziła. Ja zdecydowałam się iść na żywioł – z pominięciem pieluchoteki, żeby nie dokładać sobie konieczności ustalania, kiedy mogę dostać pieluchy i na kiedy je odesłać. Jeszcze przed porodem kupiłam budżetowy zestaw. Teraz, po pół roku użytkowania zdecydowanie kocham wełnę z wkładami z materiałów naturalnych.[1]
- Nabieranie chłonności. Hasło klucz, którego znaczenia nie mogłam zrozumieć… Sądziłam, że nabieranie chłonności oznacza, że od chłonności zadowalającej przechodzi się po kilku praniach do super chłonności. Okazało się jednak, że niektóre wkłady z materiałów naturalnych przed kilkukrotnym praniem są wodoodporne, nic w nie nie wsiąka, a sik leci boczkiem… [2]
- Wkłady mogą się psuć. [3] Pamiętam, że stanęło mi serce, gdy na forum po raz pierwszy o tym przeczytałam. Bambusowe łysieją, na konopnych powstają dziury, a tetra robi się szorstka. No nie! Nie po to wydaję niemało pieniędzy, żeby mi się wkłady w trakcie użytkowania zepsuły! Ostatecznie jeszcze żaden wkład mi się nie uszkodził, ale czas pokaże. Dla bezpieczeństwa, co trzecie lub czwarte pranie robię w 60 stopniach bez odkażacza, aby wypłukać złogi, które mogą uszkadzać włókna.
- Drugi mikro zawał to mole, czyli co nam może zeżreć ukochane otulacze. Skoro już zdecydowałam, które pieluchy chcę, a wybór kolorów zabrał mi trochę czasu, to postanowiłam, że zostaną też dla kolejnego dziecka. A tu klops – wełnę mogą nadgryźć mole, nawet u osób, które nie zauważyły wcześniej kłopotów z tymi owadami. Zgodnie z zaleceniami producenta wyprałam, zalanolinowałam, dorzuciłam lawendę i zamknęłam w szczelnym słoju. Czy zadziała? Póki co jest ok, ale okaże się przy kolejnym dziecku. [4]
- Kolejny problem to PULowe przecieki. Jeśli PUL się rozerwie lub przetrze i nie trzyma, to ponoć koniec – jeżeli nie jest to wada, którą można reklamować u producenta to pozostaje już tylko użycie takich uszkodzonych jako opcji na odpieluchowanie. Inna sprawa, gdy PUL jest sprawny, a i tak cieknie, na przykład przy nóżkach. Można zmienić wkład lub spinać mocniej. U mnie PUL to loteria, będzie przeciek czy nie będzie, najczęściej niestety jest Dlatego wełna wygrała, a PUL to rezerwa. Wiem, że niektórym PUL się sprawdza, więc każdy musi wybrać sam.
- Plamy. Można się albo pogodzić albo walczyć. Ja się pogodziłam, to znaczy wiem, że plamy zejdą z czasem, po kilku praniach, choć pewnie w międzyczasie pojawią się nowe. I tak w kółko, aż do odpieluchowania. [5] Zabrudzone otulacze wełniane po dwójce suszę, oskrobuję i piorę. [Instruktaż na YT: Poop? Don’t panic!]. [6] Dbam też, aby były dobrze zalanolinowane, bo wtedy są odporniejsze na wnikanie zabrudzeń we włókna. Wkłady po prostu piorę, czasem suszę na słońcu, ale robię to za rzadko, aby ocenić czy to wywabia plamy – ponoć tak. Zresztą plamy na wkładach to nie jakaś mrożąca krew w żyłach obrzydliwość tylko ciemniejsze ślady.
Dziecko to wielka niewiadoma i nie chciałam dokładać sobie problemów w razie gdyby opieka nad nowym członkiem rodziny była bardzo trudna. Okazało się, że pieluchowanie wielorazowe to nie problem. Nie jest to droga fanaberia, ani cofnięcie się o dekady do siermiężnej tetry, tylko wybór, który ma pozytywny wpływ na zdrowie dziecka, środowisko i estetykę. Polecam wielo, bo warto.
Autor: Ewelina Gitner
Komentarz Ewy Kazimierczuk, właścicielki marki PUPPI:
[1] Biorąc pod uwagę dostępny na rynku wybór pieluszek i producentów, faktycznie można się czuć w tym zagubionym. W wielu sklepach można jednak otrzymać profesjonalne doradztwo. Zespół PUPPI oferuje wsparcie na każdym etapie pieluchowania, więc warto korzystać z tej możliwości czy to poprzez e-mail, wiadomość na facebooku czy telefonicznie. Nasza obsługa klienta pomoże dobrać odpowiedni zestaw, a także odpowie na wszystkie pytania.
[2] Małe sprostowanie: nabieranie chłonności dotyczy wszystkich włókien naturalnych, bez wyjątku. Jedynie wkłady z materiałów syntetycznych nie wymagają wstępnego przygotowania. Wyobraź sobie nowy t-shirt bawełniany, właśnie przyniesiony ze sklepu, albo nowy bawełniany czy bambusowy ręcznik. Gdyby nagle wylała Ci się woda na stół i chciał(a)byś go użyć do jej wytarcia, prawie nic by nie wchłonął. Taka jest natura tych włókien. Potrzebują kilku prań, aby nabrać chłonności.
[3] Niszczenie wkładów jest najczęściej spowodowane nieprawidłowym praniem. Włókna pochodzenia naturalnego podlegają naturalnym procesom biodegradacji, a kontakt z moczem ten proces przyspiesza, dlatego jako producent zalecamy pranie zawsze w 60 stopniach niezależnie od tego czy używa się dodatkowo odkażacza czy nie. Przed praniem warto wstawić najpierw płukanie wkładów i formowanek, a dopiero potem wstawić pranie zasadnicze. Proszki ekologiczne o bardzo delikatnym składzie (np. te robione domowo) mogą nie poradzić sobie z wyciąganiem brudu z wnętrza włókien, dlatego zalecamy korzystanie z proszków zawierających surfaktanty (fosfoniany lub bardziej ekologiczne: zeolity). Zawiera je praktycznie każdy proszek, jaki dostaniemy w marketach. Nie należy nadużywać nadwęglanu sodu (wykorzystywany w odkażaczach oraz do odplamiania). Jeśli chodzi o dodatki antybakteryjne to używanie ilości zalecanej przez producenta danego środka nie szkodzi pieluszkom.
[4] Mole faktycznie mogą zniszczyć nieużywane otulacze, kiedy odłożymy je dla następnego potomka. Warto je wiec zabezpieczyć w pojemniku, do którego się nie dostaną. Należy pamiętać, że nie wystarczy worek foliowy, ponieważ mole potrafią przegryźć folię. Plastikowy pojemnik bardzo dobrze się już jednak sprawdzi. Przed odłożeniem otulacza na długi czas warto go wyprać i zalanolinować, ponieważ pozostałości moczu we włóknach mogą powodować parcenie tkaniny.
[5] Jeśli chcemy uniknąć powstawania plam na wkładach chłonnych i formowankach to warto po użyciu opłukać je w zimnej wodzie, a nawet namoczyć na kilka godzin, a następnie przechowywać w wiaderku już bez wody, jednak nieodsączone po namaczaniu. Zanim jednak dodamy sobie dodatkowej pracy, warto sprawdzić czy kupki naszego dziecka barwią wkłady na tyle mocno, że powstają plamy. Wielu rodziców nie zauważa takiego problemu. Warto pamiętać też, że plamy zejdą same, jeśli powiesimy wkłady do suszenia na słońcu. Idealna do tego jest pora letnia.
[6] Zacytowany filmik jest szczególnie przydatny, jeśli mamy do czynienia z wełną dzianinową (tzw. “sweterkową”), w którą znacznie łatwiej wnikają plamy, ale może być z powodzeniem wykorzystywany również w otulaczach wełnianych. Najczęściej poleca się jednak namoczenie zabrudzonego miejsca otulacza na 2 minuty w zimnej wodzie, a następnie spłukanie go silnym strumieniem wody pod ciśnieniem, która powinna spłukać całość zabrudzenia. Pocieranie nie jest wskazane, ponieważ spowoduje wnikanie kupki głębiej we włókna i może powodować powstawanie plam.